Robert Prygiel: - Za takie rzeczy powinny być kary finansowe

Za Cerrad Czarnymi Radom "świąteczny tydzień", który jak się okazało, był pełen ciężkiej pracy. Siatkarze Roberta Prygla trenowali nie tylko w Wigilię, ale również w pierwszy, jak i drugi dzień świąt. Czy ich wysiłek zaprocentuje skutecznym wynikiem w najbliższą niedzielę (28 grudnia) w meczu z AZS-em Częstochowa? Zapraszamy do przeczytania wywiadu z trenerem WKS-u, Robertem Pryglem.


Jak minął Wam cały „świąteczny tydzień” przed spotkaniem z AZS-em Częstochowa?

Robert Prygiel (trener Cerrad Czarnych Radom): Niestety dla nas święta nie były czasem na odpoczynek. Przygotowywaliśmy się do ważnego dla nas pojedynku z Częstochową. Po spotkaniu w Gdańsku chłopcy mieli wolny weekend, ale kolejne dni były już bardzo pracowite. W poniedziałek i wtorek trenowaliśmy dwa razy dziennie. W Wigilię z kolei odbyliśmy tylko jedne zajęcia. W pierwszy dzień świąt spotkaliśmy się jeden raz, natomiast w drugi dzień świąt już trenowaliśmy dwa razy.

Odbyło się spotkanie podsumowujące mecz z Lotosem?

- Jeszcze w piątek i sobotę, po meczu w Gdańsku, bardzo chciałem zrobić spotkanie i powiedzieć, co mi leży na sercu. Stwierdziłem jednak, że tych spotkań było tak wiele, zarówno w formie grzecznej jak i agresywnej, że taka rozmowa tym razem nie ma sensu. Szkoda czasu. Jeżeli my mówimy jedno, a do chłopaków to nie dociera, to lepiej ten czas pozostawić na trening.

Odstajemy od innych drużyn fizycznie? Nadmiar spotkań powoduje, że fizycznie nie dorównujemy innym ekipom w lidze?

- Wszyscy grają tak samo jak my, tym samym systemem. Myślę, że fizyka nie jest naszym problemem. Nikt nie przyszedł i nie powiedział, że np. źle się czuje. Zresztą widać naszą dobrą dyspozycję np. na treningach. Myślę, że problem tkwi w psychice. Rozpoczynamy mecz i prezentujemy całkowicie inne styl gry, jaki sobie ułożyliśmy przed danym spotkaniem. Przychodzi presja podczas spotkań i odpowiedzialność za wynik. Większość drużyny nie dorosła widać do tego, by udźwignąć taki ciężar. Nie zmienia jednak również faktu, że będziemy zmieniać naszą pracę fizyczną i motoryczną.

Przyjęcie jest naszą największą „piętą achillesową”?

- Zdecydowanie tak. Patrząc na statystyki, jesteśmy jedną z gorszych drużyn w tym elemencie, a dokładnie na przedostatniej pozycji w lidze. Co prawda, to nie są duże różnice procentowe. W Gdańsku Lotos grał bardzo stabilną i silną zagrywkę, ale zagrywali tam, gdzie mieli zagrywać. Byliśmy na pewne warianty przygotowani, oglądaliśmy zagrywki poszczególnych zawodników i wiedzieliśmy, w które strefy najczęściej kierują serwis. Pomimo tego, piłki wpadały nam w boisko bez żadnej reakcji. To zdecydowanie mnie jako trenera bardzo boli. Zresztą przykładem też jest sytuacja, gdzie przy danym atakującym dany zawodnik ma stać w obronie. W trakcie meczu z kolei ustawia się całkowicie gdzie indziej – za takie rzeczy powinny być kary finansowe. 

Brakuje motywatora w zespole, który mógłby w trudnych chwilach mentalnie podnieść drużynę?

- Motywatora na pewno brakuje. Nie jest tajemnicą, że nie mamy w zespole mentalnego lidera. Myślałem, że uda się stworzyć kolektyw bez lidera. Od strony technicznej ta drużyna była tak budowana, że trzonem miał być Mikko Oivanen, jednak kontuzje wyłączyły go z pierwszej części sezonu. Dopiero teraz zaczyna w pełni trenować i mam nadzieję, że w tych trudnych momentach to on będzie ciągnął nasz zespół. Bartek Bołądź oczywiście jest perspektywistycznym zawodnikiem, ale na razie jest jedynie kandydatem na siatkarza. Ma dwadzieścia lat i widać, że oczekiwania moje i innych osób wobec niego zwyczajnie go przerosły, zwyczajnie tej presji nie udźwignął. Liczę teraz na to, że Mikko swoim doświadczeniem i bagażem umiejętności będzie nam pomagał na boisku i że problemy zdrowotne ma już za sobą, gdyż Bartek, mimo kilku świetnych występów, jeszcze nie dorósł do miana lidera zespołu.

Najbliższe dwa spotkania z AZS-em Częstochowa u siebie oraz z BBTS-em na wyjeździe to walka tylko o komplet punktów?

- Tak. Nie ma spotkań, w których chcielibyśmy coś odpuścić. Mecz pucharowy z Politechniką bardzo nas zabolał. Szansę dostali dotychczasowi rezerwowi i przegrali 0:3. Nie było żadnych słów, że odpuszczamy ten pojedynek, a rezerwowi mieli udowodnić swoją wartość do gry w pierwszej szóstce w walce o ligowe punkty. Niestety, niektórzy zagrali poniżej swoich umiejętności.